Opuściłem Hogwart w mojej głowie wraz z końcem “Insygni Śmierci”. Tęskniłem do niego przez długie lata, aż w końcu J.K. Rowling otwarła drzwi do jej świata na nowo tworząc dramat o tytule “Harry Potter i Przeklęte dziecko”. Ku mojej radości, akcja rozpoczęła się dokładnie w momencie, w którym zakończyła się przed laty. Harry i przyjaciele odprowadzający swoje dzieci na peron 9 i ¾, które wyruszą do Hogwartu z jarzmem nazwisk zbawicieli świata, a co za tym idzie, wielkich oczekiwań wobec nich.
Historia koncentruje się na losach nowego pokolenia jednak nie brakuje scen, w których spotkałem starych “przyjaciół” i z uśmiechem na ustach widziałem jak potoczyły się ich dalsze losy. Niewiarygodne, jak bardzo poruszył mnie kolejny tom ukochanej serii, w której ponownie miłość i przyjaźń triumfuje jako najsilniejszy rodzaj magii. Drżąc myślę, że Rowling nie kłamała mówiąc iż “Hogwart zawsze tu będzie, by powitać nas w domu”.
Kilka lat temu Harry z przyjaciółmi odprowadził swoje dzieci na peron 9 i ¾, ekspres Londyn- Hogwart ruszył i “wszystko było dobrze”.
Autorka po latach stwierdziła jednak, że nie dość dobrze i postanowiła napisać koniec historii, zapominając o tym, że już kiedyś to zrobiła!
Pełen sceptycyzmu otwarłem kolejny tom serii, która była moją pierwszą i zapaliła we mnie miłość do książek.
Niestety nie zostałem pozytywnie zaskoczony…”Harry Potter i Przeklęte dziecko” jest dramatem, który stanowi niemal autoparodię. Lekkomyślna Hermiona, nieszanujący byłych nauczycieli Harry oraz złamanie własnej konwencji podróży w czasie to jedne z licznych ciosów zadanych mojemu sercu piórem J.K. Rowling. Autorka sprawia wrażenie jakby zapomniała jacy byli jej bohaterowie i jakie zasady rządziły jej światem! Jedyne co pozostało nietknięte to siła miłości i przyjaźni wciąż wiodąca prym w świecie Harrego Pottera. Przygoda mojego dzieciństwa zakończyła się słowami “wszystko było dobrze” i tak powinno pozostać.
Pierwsza zekranizowana książka Johna Greena przyniosła mu wielkie pieniądze oraz niezaprzeczalną popularność wśród młodzieży. Nic dziwnego, gdyż niewiele jest osób, które są w stanie przejść obok tego dzieła obojętnie. Przeważnie, albo się je kocha, albo nie znosi. Ja jestem z tych, którzy ją kochają.
Autor opowiada czytelnikowi historię młodych ludzi chorych na nowotwory: oczytanej Hazel cierpiącej na depresję, szalonego Augustusa oraz zabawnego Izaaka.
Mimo iż wiedzą, że są granatami i pewnego dnia wybuchną, raniąc wszystkich w pobliżu decydują się kochać i czerpać z życia ile się da, mimo, że niedługo się skończy. Bohaterowie mimo, że są młodzi posiadają niezwykłą odwagę, ponieważ pomimo swoich prywatnych tragedii, nowotworów, czy pisarzy, którzy okazują się być prostakami, powstają i mierzą się ze Światem.
Twórca wraz ze swymi bohaterami nakłania do śmiechu, smutku, radości i płaczu oraz przemyca do fabuły cytaty, którymi niemal ma się ochotę tapetować ściany.
Polecam każdemu młodemu człowiekowi.
Do zagłady świata zostały cztery dni, Uciszacze czekają na kapsuły, które zabiorą ich z pogrążonej w chaosie Ziemi, a Cassie, Evan i reszta zdani są tylko na siebie w beznadziejnej walce o uratowanie ludzkości.
Właśnie w takich warunkach zanurza się czytelnik na samym początku końca trylogii “Piąta fala”. Wraz z pierwszą stroną zaczyna się akcja i mimo tego, że książka jest pełna nieraz niepotrzebnych, egzystencjalnych przemyśleń bohaterów to nie opuszcza nas do samego końca. Wspomniane przemyślenia są ciekawe i głębokie, jednak prowadzą one do naiwnego happy endu jakim jest zniszczenie obcych samą Miłością.
Książka została oddana do druku długo po opublikowaniu jej poprzedniczki, a więc można nie pamiętać wszystkich zawiłych historii bohaterów. Dzieje się tak, gdyż mimo swoich licznych zalet, seria wyjątkowa nie jest. Brak wyjątkowości nie przeszkadza jej jednak być ciekawym, dobrze napisanym dziełem, którego lektura bawi, a niektórych popych do egzystencjalnych przemyśleń. Żałuję, że jest to “OSTATNIA gwiazda.”
Wierzymy w nieskończoność miłości. A przynajmniej pożądany tej wiary tak bardzo, że postępujemy tak jakbyśmy wierzyli naprawdę. Świadczą o tym tysiące dzieł takich jak “5 centymetrów na sekundę”.
Jest to historia o dystansie jaki dzieli ludzi, miłości oraz nieubłaganym upływie czasu.
Główni bohaterowie poznali się w podstawówce gdzie połączyła ich najpierw miłość do książek, a potem do siebie nawzajem. Jednak oboje dorośli a los pchnął ich w różnych kierunkach i w efekcie uczynił z dwójki przyjaciół nieznajomych.
Dzieło nie zaskakuje czytelnika wartką akcją czy dobrym dowcipem, ale oddziaływuje głównie na uczucia czytelnika, porusza, wzrusza. Czytelnik może gniewać się na bohaterów o bardzo głęboko wykreowanej psychice, może przeklinać autora, który połączył jego zdaniem niewłaściwych bohaterów lub dostrzegać, że płacze z niewiadomego powodu. Na końcu jednak przedstawi mu się życiową prawdę iż płatki kwiatów wiśni opadają 5 centymetrów na sekundę i z tą samą prędkością rośnie dystans między ludzkimi sercami.
Jak wiemy Stany Zjednoczone to mocarstwo, które gra pierwsze skrzypce na świecie. Jednak w świecie wykreowanym przez autorkę trylogii “Igrzyska Śmierci”, USA dotknęła wojna, która na zawsze zmieniła oblicze tego państwa. Podzielono je na dwanaście dystryktów, które muszą oddawać wszystkie swoje bogactwa Kapitolowi, czyli dystryktowi pierwszemu, w którym mieści się Rząd. Dystrykty muszą oddawać dosłownie wszystkie bogactwa, gdyż raz do roku płacą daninę w postaci chłopca i dziewczyny, którzy wezmą udział w Igrzyskach Głodowych, które trwają, aż tylko jedna osoba przeżyje.
Do owych Igrzysk trafia Katniss Everdeen. Główna bohaterka trylogii, której nie da się lubić. Nieustannie histeryzuje, płacze, krzyczy, odtrąca przyjaciół, buntuje się w momentach niewskazanych, a gdy należałoby się buntować, pozostaje potulna. Oczywiście w tego typu książce nie mogło zabraknąć romansu, co jest kolejnym powodem, aby Katniss nie lubić, gdyż przez całą historię zwodzi dwójkę wspaniałych mężczyzn raniąc obu. Mimo niechęci do bohaterki książkę bardzo lubię i polecam.
Głęboko wierzę, że każdy prawdziwy czytelnik ma swoją wyjątkową książkę, która najbardziej porusza jego serce. Moją jest finał serii pióra J.K. Rowling o młodym czarodzieju, która była również pierwszą przeczytaną przeze mnie serią.
Harry Potter i jego przyjaciele muszą w końcu ostatecznie pokonać Czarnego Pana, bo inaczej nikt nie będzie bezpieczny. Tajemnice zostają ujawnione, czarne charaktery zrehabilitowane, przyjaciele odchodzą, a Ciemność gęstnieje nad Hogwartem.
Nie ma dziecka w naszym świecie, które nie znałoby imienia Harrego Pottera, ale, gdy pierwszy raz stanąłem u kresu podróży nie poruszył mnie on tak bardzo, jak robi to po latach. Nie ma słów, które są w stanie opisać moje wzruszenie, gdy raz jeszcze zagłębiam się z Harrym w Zakazany Las, gdy patrzę na chatkę Hagrida i wspominam jego twarde ciastka, gdy słyszę krzyk Minerwy Mcgonagall i w końcu, gdy odprowadzam nowe pokolenie Potterów na peron 9 i ¾ i wiem, że wszystko będzie dobrze.
Potwory kochają żyć w mroku, w krainach przesyconych starymi podaniami, gdzie pamiętać o przodkach wciąż żyje. Czy zatem istnieje lepsze dla nich siedlisko niż dziewiętnastowieczna Anglia? Nie sądzę.
Właśnie na wyspach brytyjskich rozgrywa się akcja horroru jakim jest “Badacz potworów”.
Opowiada on o sierocie Willu, który mieszka z lekarzem tropiącym potwory! Najróżniejsze istoty spoczywają w słojach w jego piwnicy, a sam ich opis przyprawia o dreszcze.
Pewnej nocy farmer przynosi pod dach profesora truchło najstraszniejszego potwora żywiącego się tylko ludźmi - antropofaga. Gdzie jeden antropofag, tak jest ich wiele, a gdzie jest ich wiele tam ludzi czeka zagłada.
Will i profesor muszą znaleźć leże i zabić Matkę nim będzie za późno!
Książka jest pełna budzących strach opisów, a narracja pierwszoosobowa potęguje poczucie zagrożenia.
Przerażająco ciekawa.
Książkę możemy ocenić dopiero po przeczytaniu jej całej. Prawdy tej nauczyła mnie “Zemsta Czarownicy”, pierwszy tom serii “Kroniki Wardstone”.
Gdy pierwszy raz wziąłem ją do ręki, zrezygnowałem po 2 rozdziałach przekonany, że nie ma nic do zaoferowania. Jednak miesiąc później, idąc do biblioteki oddać ją, otwarłem przypadkowy rozdział i mimo słonecznego dnia zacząłem drżeć ze strachu! Pochłonęłam książkę w 3 godziny, po których z gęsią skórką pobiegłem po następny tom.
Joseph Delaney przeniósł mnie do hrabstwa nawiedzanego przez bestie Mroku i nakazał przedefiniować pojęcia takie jak Światło, odwaga, czy magia.
Tom Ward jako siódmym synem siódmego syna i przyszły strachaż musi nauczyć się walczyć z Mrokiem, aby inni mogli żyć spokojnie. Doprawdy niezwykły jest fakt, że młodziutki chłopak jest w stanie stanąć przeciwko wiedźmie chłeptającej krew niewinnych, bo jak mówi jego mistrz, ktoś to musi robić.
Aby pokochać te historie wystarczy przebrnąć przez pierwsze rozdziały i “nie czytać po zmroku”
Jeśli dotarliśmy do 9 tomu serii “Kroniki Wardstone” to doskonałe znamy hrabstwo, Toma Warda, Johna Gregorego, Alice, Złego i oczywiście Grimalkin. Po wielu przygodach i niebezpieczeństwach podczas, których obserwowaliśmy ich wszystkich z punktu widzenia strachaża, pora spojrzeć na ten świat oczami najwspanialszej wiedźmy zabójczyni!
Ciało Złego zostało skrępowane i okaleczone, jednak jego sługi niebawem wyruszą aby odzyskać głowę swego pana. Kto może powstrzymać najgroźniejsze istoty Mroku? Tylko Grimalkin!
Muszę przyznać, że od samego początku kochałem tę postać za jej piękno, kodeks honorowy, dowcip oraz niedającą się zakwalifikować do Światła lub Mroku moralność.
Podczas swojej szalonej podróży z głową Złego w worku, Grimalkin dzieli się z nami swą przeszłością, swoimi zasadami oraz przemyśleniami na temat Dobra i Zła, które zawdzięcza swojemu drugiemu życiu.
To już nie jest opowieść o chłopcu, który boi się krzywdzić, lecz o najlepszej zabójczyni, która odbiera kciuki wciąż żywym wrogom!
“Ci co śnią za dnia wiedzą o wielu rzeczach niedostępnych tym, którzy śnią tylko nocą”. Cytat ten jest mottem mojej ulubionej serii, czyli “Nevermore”. Autorka stworzyła mrożący krew w żyłach gotycki romans, w którym demony dręczące Edgara Allana Poe powstają do życia, zagrażając naszemu światu. Jak napisałem jest to romans, a więc nie może w nim zabraknąć dwójki zakochanych. Popularna Isobel i mroczny Varen na pierwszy rzut oka nie pasują do siebie. Ona jest cheerleaderką, a on gotem. To jednak nie przeszkodzi Isobel wyruszyć do krainy koszmarów na ratunek Varenowi, którego dusza stanowi pomost między światami. Książka, która oparta jest na twórczości Poe, nieraz jest mroczna i przerażająca, gdyż za pomocą pióra Kelly Creagh pozwoliła Krainie Snów na zderzenie z naszą, a jak możemy się domyślać, nie wróży to nic dobrego.
Historia jest dobrze napisana, trzyma w napięciu, a zakończenie sprawia, że krzycząc rzuca się książkę na drugi koniec pokoju.
W kalifornijskiej mieścinie pewnego dnia zniknęli dorośli. Nie ma nauczycieli, którzy każą się uczyć, nie ma policjantów, którzy skonfiskują alkohol, nie ma rodziców, którzy dadzą szlaban. Może się wydawać, że to początek snu. A i owszem, snu, ale koszmaru. Zniknęli wszyscy powyżej piętnastego roku życia, a miasto otoczyła nieprzenikniona bańka, która oddzieliła miasto od reszty świata. Kto zajmie się noworodkami pozostawionymi w domach? Kto ugasi pożary? Zszyje zranienia? Kto obsłuży elektrownie nuklearną znajdującą się na wzgórzu obok miasta?!
Dzieci mające mniej niż piętnaście lat muszą zadbać o siebie i miasto póki dorośli nie sforsują bariery. O ile to nastąpi. Jakby tego było mało, dzieci i zwierzęta zaczęły mutować. Lasery z dłoni, super szybkość, mówiące kojoty, to tylko kilka z zaistniałych anomalii. Powodem tego wszystkiego jest odwieczne Zło, śpiące w kopalni od lat, które przebudziło się i rozpoczęło swój mroczny plan. Po zanurzeniu się w umysł Zła, zacząłem bać się ciemności.
Jeden z największych żyjących współcześnie mistrzów amerykańskiej fantastyki za pomocą rączki niemowlęcia, ciągnie czytelnika na ponury cmentarz. Niemowlę, które nas prowadzi, cudem uniknęło zamordowania. Jego rodzinie tajemnicza sekta poderżnęła gardła, a ono samo na drżących nóżkach wymknęło się z domu i wiedzione niejasnym instynktem pomaszerowało na cemnarz, która tylko wydaje się być martwy. Zamieszkują go, rzecz jasna, duchy, którym obecność niemowlęcia zakłóca “sen wieczny”. Powinny je wygnać, lub przynajmniej zignorować, ale duchy małżeństwa Owens postanawiają wychować je, obdarzając “błogosławieństwem cmentarza” oraz imieniem Nikt. Zdaniem Owensów, sekta nie będzie szukać Nikogo.
W takie zdarzenia autorowi udało się nas wciągnąć. W historię, w której niemowlę wychowywane przez duchy, uczone przez wampira i doglądane przez likantropa wyrasta na niezwykłego chłopca, a potem mężczyznę pragnącego dowiedzieć się co spotkało jego rodzinę.
Gaiman jak zwykle stawia więcej pytań niż udziela odpowiedzi. Po mistrzowsku “bawi się” formą i stylem siejąc strach i niepewność w najodważniejszych sercach.
Akcja mangi rozpoczyna się pod koniec poprzedniego stulecia w malutkiej japońskiej mieścinie, gdzie Takai poznaje Akari. . Oboje są dziećmi kochającymi książki, które najlepiej czują się w samotności, ale mimo to otwierają swoje serca i łączy ich przyjaźń, a potem miłość. Niestety nie potrafią wyrażać swoich uczuć i żaden z nich nie wyznaje ich do czasu, gdy jest za późno. Akari przeprowadza się do Tokyo odległego o wiele godzin podróży.
Książki przyzwyczaiły nas do scenariusza, w którym miłość mimo odległości trwa, a młodzi na końcu żyją razem długo i szczęśliwie. Ta historia jest jednak inna. Bohaterowie z początku piszą listy, próbują się spotykać i tęsknią, jednak czas płynie, a listy stają się coraz rzadsze. Przestają być pisane do osoby, a raczej do wspomnienia. Stają się sobie obcy. Czytelnik płacze ze smutku i wzruszenia, gdyż widzi prawdziwość tej historii oraz to, że “happy end” nie zawsze jest tym, czego się spodziewamy.
Bohaterem Flippera jest dwudziestoczteroletni tłumacz z Tokyo, do którego pewnego dnia wprowadzają się identyczne bliźniaczki. To wszystko czego czytelnik jest pewny. Cała reszta jest niezrozumiałą alegorią, amalgamatem świata rzeczywistego z fantastycznym, w którym nie wiadomo czemu sens należy nadać, a czemu go odmówić. Bohater boryka się z przeświadczeniem o bezsensie życia oraz z samotnością. Nie ma nawet siebie, czego symbolem jest brak imienia. On ani nikt poza Szczurem i właścicielem baru go nie posiada. Murakami kreuje pusty świat, który za nic ma jednostkę, mówiąc jasno, że jedynym wyjściem jest stoicyzm. Jeśli się go nie przyjmie pozostaje tylko krzycząc uderzać głową w ścianę, co i tak przejdzie bez echa. Za fasadą absurdu ukryto trafne spostrzeżenia oraz tematy do wielogodzinnych rozmyślań. Problem tkwi w tym, aby zrozumieć co stanowi fasadę. Jest to przejaw geniuszu Murakamiego, albo jego kpiny z czytelników, którzy traktują książki zbyt poważnie. Niezależnie od odpowiedzi, książka ta jest niezwykła.
Opuściłem Hogwart w mojej głowie wraz z końcem “Insygni Śmierci”. Tęskniłem do niego przez długie lata, aż w końcu J.K. Rowling otwarła drzwi do jej świata na nowo tworząc dramat o tytule “Harry Potter i Przeklęte dziecko”. Ku mojej radości, akcja rozpoczęła się dokładnie w momencie, w którym zakończyła się przed laty. Harry i przyjaciele odprowadzający swoje dzieci na peron 9 i ¾, które wyruszą do Hogwartu z jarzmem nazwisk zbawicieli świata, a co za tym idzie, wielkich oczekiwań wobec nich.
Historia koncentruje się na losach nowego pokolenia jednak nie brakuje scen, w których spotkałem starych “przyjaciół” i z uśmiechem na ustach widziałem jak potoczyły się ich dalsze losy. Niewiarygodne, jak bardzo poruszył mnie kolejny tom ukochanej serii, w której ponownie miłość i przyjaźń triumfuje jako najsilniejszy rodzaj magii. Drżąc myślę, że Rowling nie kłamała mówiąc iż “Hogwart zawsze tu będzie, by powitać nas w domu”.
2. frankie.zumen2 listopada 2016 17:08
Kilka lat temu Harry z przyjaciółmi odprowadził swoje dzieci na peron 9 i ¾, ekspres Londyn- Hogwart ruszył i “wszystko było dobrze”.
Autorka po latach stwierdziła jednak, że nie dość dobrze i postanowiła napisać koniec historii, zapominając o tym, że już kiedyś to zrobiła!
Pełen sceptycyzmu otwarłem kolejny tom serii, która była moją pierwszą i zapaliła we mnie miłość do książek.
Niestety nie zostałem pozytywnie zaskoczony…”Harry Potter i Przeklęte dziecko” jest dramatem, który stanowi niemal autoparodię. Lekkomyślna Hermiona, nieszanujący byłych nauczycieli Harry oraz złamanie własnej konwencji podróży w czasie to jedne z licznych ciosów zadanych mojemu sercu piórem J.K. Rowling. Autorka sprawia wrażenie jakby zapomniała jacy byli jej bohaterowie i jakie zasady rządziły jej światem! Jedyne co pozostało nietknięte to siła miłości i przyjaźni wciąż wiodąca prym w świecie Harrego Pottera. Przygoda mojego dzieciństwa zakończyła się słowami “wszystko było dobrze” i tak powinno pozostać.
3. frankie.zumen3 listopada 2016 06:52
Pierwsza zekranizowana książka Johna Greena przyniosła mu wielkie pieniądze oraz niezaprzeczalną popularność wśród młodzieży. Nic dziwnego, gdyż niewiele jest osób, które są w stanie przejść obok tego dzieła obojętnie. Przeważnie, albo się je kocha, albo nie znosi. Ja jestem z tych, którzy ją kochają.
Autor opowiada czytelnikowi historię młodych ludzi chorych na nowotwory: oczytanej Hazel cierpiącej na depresję, szalonego Augustusa oraz zabawnego Izaaka.
Mimo iż wiedzą, że są granatami i pewnego dnia wybuchną, raniąc wszystkich w pobliżu decydują się kochać i czerpać z życia ile się da, mimo, że niedługo się skończy. Bohaterowie mimo, że są młodzi posiadają niezwykłą odwagę, ponieważ pomimo swoich prywatnych tragedii, nowotworów, czy pisarzy, którzy okazują się być prostakami, powstają i mierzą się ze Światem.
Twórca wraz ze swymi bohaterami nakłania do śmiechu, smutku, radości i płaczu oraz przemyca do fabuły cytaty, którymi niemal ma się ochotę tapetować ściany.
Polecam każdemu młodemu człowiekowi.
4. frankie.zumen3 listopada 2016 22:40
Do zagłady świata zostały cztery dni, Uciszacze czekają na kapsuły, które zabiorą ich z pogrążonej w chaosie Ziemi, a Cassie, Evan i reszta zdani są tylko na siebie w beznadziejnej walce o uratowanie ludzkości.
Właśnie w takich warunkach zanurza się czytelnik na samym początku końca trylogii “Piąta fala”. Wraz z pierwszą stroną zaczyna się akcja i mimo tego, że książka jest pełna nieraz niepotrzebnych, egzystencjalnych przemyśleń bohaterów to nie opuszcza nas do samego końca. Wspomniane przemyślenia są ciekawe i głębokie, jednak prowadzą one do naiwnego happy endu jakim jest zniszczenie obcych samą Miłością.
Książka została oddana do druku długo po opublikowaniu jej poprzedniczki, a więc można nie pamiętać wszystkich zawiłych historii bohaterów. Dzieje się tak, gdyż mimo swoich licznych zalet, seria wyjątkowa nie jest. Brak wyjątkowości nie przeszkadza jej jednak być ciekawym, dobrze napisanym dziełem, którego lektura bawi, a niektórych popych do egzystencjalnych przemyśleń. Żałuję, że jest to “OSTATNIA gwiazda.”
5. frankie.zumen4 listopada 2016 22:01
Jest to historia o dystansie jaki dzieli ludzi, miłości oraz nieubłaganym upływie czasu.
Główni bohaterowie poznali się w podstawówce gdzie połączyła ich najpierw miłość do książek, a potem do siebie nawzajem. Jednak oboje dorośli a los pchnął ich w różnych kierunkach i w efekcie uczynił z dwójki przyjaciół nieznajomych.
Dzieło nie zaskakuje czytelnika wartką akcją czy dobrym dowcipem, ale oddziaływuje głównie na uczucia czytelnika, porusza, wzrusza. Czytelnik może gniewać się na bohaterów o bardzo głęboko wykreowanej psychice, może przeklinać autora, który połączył jego zdaniem niewłaściwych bohaterów lub dostrzegać, że płacze z niewiadomego powodu. Na końcu jednak przedstawi mu się życiową prawdę iż płatki kwiatów wiśni opadają 5 centymetrów na sekundę i z tą samą prędkością rośnie dystans między ludzkimi sercami.
6. frankie.zumen6 listopada 2016 19:59
Do owych Igrzysk trafia Katniss Everdeen. Główna bohaterka trylogii, której nie da się lubić. Nieustannie histeryzuje, płacze, krzyczy, odtrąca przyjaciół, buntuje się w momentach niewskazanych, a gdy należałoby się buntować, pozostaje potulna. Oczywiście w tego typu książce nie mogło zabraknąć romansu, co jest kolejnym powodem, aby Katniss nie lubić, gdyż przez całą historię zwodzi dwójkę wspaniałych mężczyzn raniąc obu. Mimo niechęci do bohaterki książkę bardzo lubię i polecam.
7. frankie.zumen11 listopada 2016 17:33
Harry Potter i jego przyjaciele muszą w końcu ostatecznie pokonać Czarnego Pana, bo inaczej nikt nie będzie bezpieczny. Tajemnice zostają ujawnione, czarne charaktery zrehabilitowane, przyjaciele odchodzą, a Ciemność gęstnieje nad Hogwartem.
Nie ma dziecka w naszym świecie, które nie znałoby imienia Harrego Pottera, ale, gdy pierwszy raz stanąłem u kresu podróży nie poruszył mnie on tak bardzo, jak robi to po latach. Nie ma słów, które są w stanie opisać moje wzruszenie, gdy raz jeszcze zagłębiam się z Harrym w Zakazany Las, gdy patrzę na chatkę Hagrida i wspominam jego twarde ciastka, gdy słyszę krzyk Minerwy Mcgonagall i w końcu, gdy odprowadzam nowe pokolenie Potterów na peron 9 i ¾ i wiem, że wszystko będzie dobrze.
8. frankie.zumen3 grudnia 2016 12:17
Potwory kochają żyć w mroku, w krainach przesyconych starymi podaniami, gdzie pamiętać o przodkach wciąż żyje. Czy zatem istnieje lepsze dla nich siedlisko niż dziewiętnastowieczna Anglia? Nie sądzę.
Właśnie na wyspach brytyjskich rozgrywa się akcja horroru jakim jest “Badacz potworów”.
Opowiada on o sierocie Willu, który mieszka z lekarzem tropiącym potwory! Najróżniejsze istoty spoczywają w słojach w jego piwnicy, a sam ich opis przyprawia o dreszcze.
Pewnej nocy farmer przynosi pod dach profesora truchło najstraszniejszego potwora żywiącego się tylko ludźmi - antropofaga. Gdzie jeden antropofag, tak jest ich wiele, a gdzie jest ich wiele tam ludzi czeka zagłada.
Will i profesor muszą znaleźć leże i zabić Matkę nim będzie za późno!
Książka jest pełna budzących strach opisów, a narracja pierwszoosobowa potęguje poczucie zagrożenia.
Przerażająco ciekawa.
Książkę możemy ocenić dopiero po przeczytaniu jej całej. Prawdy tej nauczyła mnie “Zemsta Czarownicy”, pierwszy tom serii “Kroniki Wardstone”.
Gdy pierwszy raz wziąłem ją do ręki, zrezygnowałem po 2 rozdziałach przekonany, że nie ma nic do zaoferowania. Jednak miesiąc później, idąc do biblioteki oddać ją, otwarłem przypadkowy rozdział i mimo słonecznego dnia zacząłem drżeć ze strachu! Pochłonęłam książkę w 3 godziny, po których z gęsią skórką pobiegłem po następny tom.
Joseph Delaney przeniósł mnie do hrabstwa nawiedzanego przez bestie Mroku i nakazał przedefiniować pojęcia takie jak Światło, odwaga, czy magia.
Tom Ward jako siódmym synem siódmego syna i przyszły strachaż musi nauczyć się walczyć z Mrokiem, aby inni mogli żyć spokojnie. Doprawdy niezwykły jest fakt, że młodziutki chłopak jest w stanie stanąć przeciwko wiedźmie chłeptającej krew niewinnych, bo jak mówi jego mistrz, ktoś to musi robić.
Aby pokochać te historie wystarczy przebrnąć przez pierwsze rozdziały i “nie czytać po zmroku”
10. frankie.zumen4 grudnia 2016 08:40
Jeśli dotarliśmy do 9 tomu serii “Kroniki Wardstone” to doskonałe znamy hrabstwo, Toma Warda, Johna Gregorego, Alice, Złego i oczywiście Grimalkin. Po wielu przygodach i niebezpieczeństwach podczas, których obserwowaliśmy ich wszystkich z punktu widzenia strachaża, pora spojrzeć na ten świat oczami najwspanialszej wiedźmy zabójczyni!
Ciało Złego zostało skrępowane i okaleczone, jednak jego sługi niebawem wyruszą aby odzyskać głowę swego pana. Kto może powstrzymać najgroźniejsze istoty Mroku? Tylko Grimalkin!
Muszę przyznać, że od samego początku kochałem tę postać za jej piękno, kodeks honorowy, dowcip oraz niedającą się zakwalifikować do Światła lub Mroku moralność.
Podczas swojej szalonej podróży z głową Złego w worku, Grimalkin dzieli się z nami swą przeszłością, swoimi zasadami oraz przemyśleniami na temat Dobra i Zła, które zawdzięcza swojemu drugiemu życiu.
To już nie jest opowieść o chłopcu, który boi się krzywdzić, lecz o najlepszej zabójczyni, która odbiera kciuki wciąż żywym wrogom!
11. frankie.zumen7 grudnia 2016 21:47
“Ci co śnią za dnia wiedzą o wielu rzeczach niedostępnych tym, którzy śnią tylko nocą”. Cytat ten jest mottem mojej ulubionej serii, czyli “Nevermore”. Autorka stworzyła mrożący krew w żyłach gotycki romans, w którym demony dręczące Edgara Allana Poe powstają do życia, zagrażając naszemu światu. Jak napisałem jest to romans, a więc nie może w nim zabraknąć dwójki zakochanych. Popularna Isobel i mroczny Varen na pierwszy rzut oka nie pasują do siebie. Ona jest cheerleaderką, a on gotem. To jednak nie przeszkodzi Isobel wyruszyć do krainy koszmarów na ratunek Varenowi, którego dusza stanowi pomost między światami. Książka, która oparta jest na twórczości Poe, nieraz jest mroczna i przerażająca, gdyż za pomocą pióra Kelly Creagh pozwoliła Krainie Snów na zderzenie z naszą, a jak możemy się domyślać, nie wróży to nic dobrego.
Historia jest dobrze napisana, trzyma w napięciu, a zakończenie sprawia, że krzycząc rzuca się książkę na drugi koniec pokoju.
12. frankie.zumen19 grudnia 2016 11:21
W kalifornijskiej mieścinie pewnego dnia zniknęli dorośli. Nie ma nauczycieli, którzy każą się uczyć, nie ma policjantów, którzy skonfiskują alkohol, nie ma rodziców, którzy dadzą szlaban. Może się wydawać, że to początek snu. A i owszem, snu, ale koszmaru. Zniknęli wszyscy powyżej piętnastego roku życia, a miasto otoczyła nieprzenikniona bańka, która oddzieliła miasto od reszty świata. Kto zajmie się noworodkami pozostawionymi w domach? Kto ugasi pożary? Zszyje zranienia? Kto obsłuży elektrownie nuklearną znajdującą się na wzgórzu obok miasta?!
Dzieci mające mniej niż piętnaście lat muszą zadbać o siebie i miasto póki dorośli nie sforsują bariery. O ile to nastąpi. Jakby tego było mało, dzieci i zwierzęta zaczęły mutować. Lasery z dłoni, super szybkość, mówiące kojoty, to tylko kilka z zaistniałych anomalii. Powodem tego wszystkiego jest odwieczne Zło, śpiące w kopalni od lat, które przebudziło się i rozpoczęło swój mroczny plan. Po zanurzeniu się w umysł Zła, zacząłem bać się ciemności.
13. frankie.zumen20 grudnia 2016 13:40
Jeden z największych żyjących współcześnie mistrzów amerykańskiej fantastyki za pomocą rączki niemowlęcia, ciągnie czytelnika na ponury cmentarz. Niemowlę, które nas prowadzi, cudem uniknęło zamordowania. Jego rodzinie tajemnicza sekta poderżnęła gardła, a ono samo na drżących nóżkach wymknęło się z domu i wiedzione niejasnym instynktem pomaszerowało na cemnarz, która tylko wydaje się być martwy. Zamieszkują go, rzecz jasna, duchy, którym obecność niemowlęcia zakłóca “sen wieczny”. Powinny je wygnać, lub przynajmniej zignorować, ale duchy małżeństwa Owens postanawiają wychować je, obdarzając “błogosławieństwem cmentarza” oraz imieniem Nikt. Zdaniem Owensów, sekta nie będzie szukać Nikogo.
W takie zdarzenia autorowi udało się nas wciągnąć. W historię, w której niemowlę wychowywane przez duchy, uczone przez wampira i doglądane przez likantropa wyrasta na niezwykłego chłopca, a potem mężczyznę pragnącego dowiedzieć się co spotkało jego rodzinę.
Gaiman jak zwykle stawia więcej pytań niż udziela odpowiedzi. Po mistrzowsku “bawi się” formą i stylem siejąc strach i niepewność w najodważniejszych sercach.
14. frankie.zumen7 stycznia 2017 10:41
“5 centymetrów na sekundę” - Makoto Shinkai
Akcja mangi rozpoczyna się pod koniec poprzedniego stulecia w malutkiej japońskiej mieścinie, gdzie Takai poznaje Akari. . Oboje są dziećmi kochającymi książki, które najlepiej czują się w samotności, ale mimo to otwierają swoje serca i łączy ich przyjaźń, a potem miłość. Niestety nie potrafią wyrażać swoich uczuć i żaden z nich nie wyznaje ich do czasu, gdy jest za późno. Akari przeprowadza się do Tokyo odległego o wiele godzin podróży.
Książki przyzwyczaiły nas do scenariusza, w którym miłość mimo odległości trwa, a młodzi na końcu żyją razem długo i szczęśliwie. Ta historia jest jednak inna. Bohaterowie z początku piszą listy, próbują się spotykać i tęsknią, jednak czas płynie, a listy stają się coraz rzadsze. Przestają być pisane do osoby, a raczej do wspomnienia. Stają się sobie obcy. Czytelnik płacze ze smutku i wzruszenia, gdyż widzi prawdziwość tej historii oraz to, że “happy end” nie zawsze jest tym, czego się spodziewamy.
15. frankie.zumen26 stycznia 2017 00:17
Bohaterem Flippera jest dwudziestoczteroletni tłumacz z Tokyo, do którego pewnego dnia wprowadzają się identyczne bliźniaczki.
To wszystko czego czytelnik jest pewny. Cała reszta jest niezrozumiałą alegorią, amalgamatem świata rzeczywistego z fantastycznym, w którym nie wiadomo czemu sens należy nadać, a czemu go odmówić.
Bohater boryka się z przeświadczeniem o bezsensie życia oraz z samotnością. Nie ma nawet siebie, czego symbolem jest brak imienia. On ani nikt poza Szczurem i właścicielem baru go nie posiada.
Murakami kreuje pusty świat, który za nic ma jednostkę, mówiąc jasno, że jedynym wyjściem jest stoicyzm. Jeśli się go nie przyjmie pozostaje tylko krzycząc uderzać głową w ścianę, co i tak przejdzie bez echa.
Za fasadą absurdu ukryto trafne spostrzeżenia oraz tematy do wielogodzinnych rozmyślań. Problem tkwi w tym, aby zrozumieć co stanowi fasadę. Jest to przejaw geniuszu Murakamiego, albo jego kpiny z czytelników, którzy traktują książki zbyt poważnie.
Niezależnie od odpowiedzi, książka ta jest niezwykła.