Nie wierzę w życie pozaradiowe

Czego mogłam się spodziewać po kolejnej książce człowieka, który uwielbia rutynę, dzień zaczyna od słuchania radia, zawsze wstaje o szóstej, a na bazarku kupuje jabłka lobo i malinowe pomidory. „Nie wierzę w życie pozaradiowe” Marka Niedźwieckiego sprawia wrażenie popłuczyn, skróconej i bełkotliwej wersji „Radioty”, choć, o dziwo, została wydana wcześniej. Cóż, kochany Niedźwiedź nie posługuje się piórem sprawnie, wszystko jest pomieszane i wrzucone do jednego worka. Z dzieciństwa przeskakuje do doświadczeń radiowych, potem do podróży, a na końcu do wspominek, lecz robi to dość nieumiejętnie; przez całą lekturę miałam wrażenie, że coś mi ucieka, gubiłam się w chaosie. Może gdybym wcześniej nie czytała „Radioty”, to wrażenia z lektury byłyby pozytywniejsze, jednak teraz mogę napisać tylko jedno – po odłożeniu na półkę krótkiej historii życia Niedźwieckiego czuję się, jakbym w ogóle nic nie przeczytała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz