Jest taki dzień kiedy w twoje ręce trafi, a może wpadnie, coś pozornie przypominającego książkę. Otwierasz i zaczynasz czytać i czytać i czytać… A litery zamieniające się w wyrazy, potem w zdanie, powoli zaczynają cię niepokoić, zastanawiasz się czy to dziwne mrowienie na twojej skórze to tylko dreszcze, a może coś więcej. Lektura zaczyna cię pochłaniać, zanurzasz się w nią niczym w głębię nieprzebranego oceanu i kiedy w pewnym momencie pojawia się w niej coś niespodziewanego, ty z krzykiem ją opuszczasz i chcesz o niej zapomnieć, ale nie potrafisz. „Zew Cthulhu”, Howard Phillips Lovecrafta nie czyta się z opanowaniem. Polecam. Surykatka
Surykatka